Robi się naprawdę gorąco a do festiwalu jeszcze dwa dni. Z chęcią nie odbieralibyśmy telefonów od siebie nawzajem. Kupiliśmy rękawice, wiadra, drut, 200 kg gliny i 8 kubików drewna. Wystarczy? Powinno wystarczyć. A jak zabraknie? Podobno ma padać, ale tylko do 14:00…
Sobotni ranek godz. 9:00. Deszcz się z nami drażni, doprowadza do szału. Wstrzymujemy oddech – mokniemy, czekamy. Mało czasu. Zawieszamy banery i kręcimy się wokół ceramicznej osi. Godz. 14:00. Przestaje padać. To się nazywa prognoza pogody. Rośnie piec dołowy. Znów nie udało się wykopać dołu, więc piec dołowy pnie się ku górze. Katafalk z cegieł, z wyłożonymi pracami – czekają na podpalenie. 4 worki trocin. Musi jeszcze starczyć na piec raku. Białe skafandry świecą na placu przed pracownią toczków. Profesjonalny piec – profesjonalny strój. Raku zaciąga się mocno, wstrzymuje oddech. Metalowe szczypce ukradkiem dostają się do środka w sprawnych rękach chłopaków i wyciągają to co zostało w jednej z głów smoka. Czarki uratowane. Trafiają do kąpieli w trocinach, liściach, papierze…wszystko po to żeby za chwilę zanurzyć się w wodzie – dla ochłody. „Zrekonstruowani” budują piec papierowy. Piec z papieru??? Przecież to się zapali…Studenci zanurzają ospale papier w wiadrach z gliną. Lepią. Chlapią.
Sama zaczynam być jak piec. Biegam pomiędzy nimi. Nadjechały eksperymentalne dźwięki z Akademii Muzycznej, instalujemy je i wracamy na plac boju. Przede mną powoli wybudza się „wioska piecyków”. Z zewnątrz uśpione-ulepione, wewnątrz buchają ogniem, karmione, wygłodniałe potwory, samoistnie stworzone. Drzewa schodzi bardzo mało…będziemy mieli czym palić w zimie.
Wszystko samo się kręci, rozkręca, nakręca, toczy.Toczki nie mają chwili odpoczynku. Pierścień tłumu zawisł na orbicie kół garncarskich. Centrujemy, otwieramy i w górę… Kto chce spróbować?
W pracowni obok, za szybą – też ciasno. Komputer, rzutnik, plus bagaż wiedzy i doświadczenia. Opowiadają o swojej twórczości i anegdotach z życia, przywożą jeszcze ciepłe wieści z Biennale ceramicznego w Korei. Wszyscy chłoną nowinki, jak gąbki.
Otwierają nam głowy na nowe technologie w ceramice i przenoszą w inny wymiar traktowania materiału. Chwila oddechu i czas na „zrób to sam”. Możemy sobie pozwolić na wesołą twórczość. „namaluj swój kafel” – spróbuj, pobaw się… jak dzieci. Dzieciom nawiasem mówiąc idzie całkiem nieźle. Wyrasta nowe pokolenie ceramików, nad którym czuwamy z uwagą. – Pse pani, a można troche gliny i folemke?
Temperatura wzrasta, właściwie nie wiem gdzie się podziać. Sporo chaosu, ale przyjemnego, naładowanego pozytywnym ogniem. Rozpalonego do czerwoności… płoną pomysły, niewiadome, oczekiwania. Ceramiczny smok zionie z 6 głów. Jest niegroźny,ujarzmiony. Można go pogłaskać, nawet trzeba. Łatwiej się do niego przekonać – warto się do niego przekonać…
Magdalena Gazur, współorganizator FWT
Sobotni ranek godz. 9:00. Deszcz się z nami drażni, doprowadza do szału. Wstrzymujemy oddech – mokniemy, czekamy. Mało czasu. Zawieszamy banery i kręcimy się wokół ceramicznej osi. Godz. 14:00. Przestaje padać. To się nazywa prognoza pogody. Rośnie piec dołowy. Znów nie udało się wykopać dołu, więc piec dołowy pnie się ku górze. Katafalk z cegieł, z wyłożonymi pracami – czekają na podpalenie. 4 worki trocin. Musi jeszcze starczyć na piec raku. Białe skafandry świecą na placu przed pracownią toczków. Profesjonalny piec – profesjonalny strój. Raku zaciąga się mocno, wstrzymuje oddech. Metalowe szczypce ukradkiem dostają się do środka w sprawnych rękach chłopaków i wyciągają to co zostało w jednej z głów smoka. Czarki uratowane. Trafiają do kąpieli w trocinach, liściach, papierze…wszystko po to żeby za chwilę zanurzyć się w wodzie – dla ochłody. „Zrekonstruowani” budują piec papierowy. Piec z papieru??? Przecież to się zapali…Studenci zanurzają ospale papier w wiadrach z gliną. Lepią. Chlapią.
Sama zaczynam być jak piec. Biegam pomiędzy nimi. Nadjechały eksperymentalne dźwięki z Akademii Muzycznej, instalujemy je i wracamy na plac boju. Przede mną powoli wybudza się „wioska piecyków”. Z zewnątrz uśpione-ulepione, wewnątrz buchają ogniem, karmione, wygłodniałe potwory, samoistnie stworzone. Drzewa schodzi bardzo mało…będziemy mieli czym palić w zimie.
Wszystko samo się kręci, rozkręca, nakręca, toczy.Toczki nie mają chwili odpoczynku. Pierścień tłumu zawisł na orbicie kół garncarskich. Centrujemy, otwieramy i w górę… Kto chce spróbować?
W pracowni obok, za szybą – też ciasno. Komputer, rzutnik, plus bagaż wiedzy i doświadczenia. Opowiadają o swojej twórczości i anegdotach z życia, przywożą jeszcze ciepłe wieści z Biennale ceramicznego w Korei. Wszyscy chłoną nowinki, jak gąbki.
Otwierają nam głowy na nowe technologie w ceramice i przenoszą w inny wymiar traktowania materiału. Chwila oddechu i czas na „zrób to sam”. Możemy sobie pozwolić na wesołą twórczość. „namaluj swój kafel” – spróbuj, pobaw się… jak dzieci. Dzieciom nawiasem mówiąc idzie całkiem nieźle. Wyrasta nowe pokolenie ceramików, nad którym czuwamy z uwagą. – Pse pani, a można troche gliny i folemke?
Temperatura wzrasta, właściwie nie wiem gdzie się podziać. Sporo chaosu, ale przyjemnego, naładowanego pozytywnym ogniem. Rozpalonego do czerwoności… płoną pomysły, niewiadome, oczekiwania. Ceramiczny smok zionie z 6 głów. Jest niegroźny,ujarzmiony. Można go pogłaskać, nawet trzeba. Łatwiej się do niego przekonać – warto się do niego przekonać…
Magdalena Gazur, współorganizator FWT
W 2009 roku organizatorami FWT byli:
Piotr Makała, rzeźbiarz
Michał Staszczak, rzeźbiarz
Joanna Nowara, artysta szklarz
Magdalena Gazur, ceramik
Joanna Kubicka, menedżer
Jakub Kwarciński, artysta szklarz
Więcej o III Festiwalu Wysokich Temperatur przeczytasz w KATALOGU FWT 2009